Pierwszy wpis
Podczas studiów reżyserii na Wydziale Radia i Telewizji w Katowicach opowiadano nam na zajęciach, że kiedy Krzysztof Kieślowski uczył w szkole kazał przyszłym reżyserom zakładać tzw. Notatnik reżysera
, w którym mieliby notować swoje pomysły i obserwacje. On sam posiadał ich kilka, a jeden mały zawsze przy sobie. Codziennie starał się notować zaobserwowane sytuacje, spisywać zasłyszane dialogi, czy sny… Jedna z anegdot głosi, że pewnej nocy przyśnił mu się niesamowity sen, nadający się na świetny film! Był tak poruszony tym snem, w zasadzie gotowym filmem, że czym prędzej sięgnął do notatnika i wpół-śnie wpół na jawie zapisał ów sen. Był przekonany, że ma genialny temat na film. Gdy obudził się rano otworzył notes i ku jego zdziwieniu okazało się, że to było tylko jedno zdanie… Brzmiało tak: Ona poznaje Jego, On poznaje ją i zakochują się w sobie
. I tylko tyle. A może aż tyle? W rękach Kieślowskiego raczej to ostatnie, chociaż tego poranka zapewne czuł rozczarowanie (mnie też kiedyś przyśnił się sen, który wydawał mi się świetny na film, ale to temat na kiedy indziej).
Odkąd usłyszałem o notatniku reżysera
też chciałem mieć własny i od tamtej pory nie rozstawałem się z małymi notesami. Niestety w większości wypadków je gubiłem, albo nie wracałem do starych, kupując nowe ładniejsze (myśląc, że lepiej się w nich będzie pisać…). Rozwiązaniem był też kalendarz, jednak jest to rzecz nieporęczna. Innymi słowy zawsze był bałagan. Jedne notatki miałem tu, drugie tam, inne niewiadaomo gdzie… Zacząłem więc robić notatki cyfrowe, najpierw na komputerze, potem na smartfonie. I znów był bałagan – efektem pisania na komputerze były setki plików z notatkami… Z kolei na smartfonie nie można się rozpisać, klawiatura jest nieporęczna, poza tym notatki twórcze mieszają się z notatkami życiowymi np. listą zakupów…
Częściowo problem rozwiązał się kiedy przerzuciłem się na Maca i zainstalowałem program Day One. Od tamtej pory służy mi jako notatnik z pomysłami i przemyśleniami (uzupełniany analogowo przez tygodniowy, w miarę lekki, choć nieco nieporęczny kalendarz Moleskine). Niestety większość wpisów jest martwa, rzadko do nich sięgam, rzadko też piszę. Zastanawiałem się, co zrobić, żeby pisać bardziej regularnie, żeby wracać do tych tekstów…
I nagle mnie olśniło: potrzebuje interakcji, potrzebuję Odbiorcy, potrzebuję Notatnika 2.0 do którego nie tylko ja będę miał dostęp, ale także inni, z którymi mógłbym konsultować moje pomysły, przemyślenia. Byłby to też pretekst, żeby do tego wracać.
Z całych studiów reżyserskich najwięcej dał mi twórczy ferment w akademiku (i nie mówię tylko o fermentacji związanej z imprezami…). Mówię o wymianie twórczej z kolegami ze studiów – wymianie scenariuszami, pomysłami, układkami montażowymi. Pamiętam nocne rozmowy na temat filmów, które mamy realizować, konsultacje, szczególnie na pierwszym roku, kiedy wszyscy drżeliśmy na myśl o naszym surowym Profesorze, który często mówił, że nasze filmy, czy scenariusze to jedno wielkie gówno (This film is shit
), dzięki czemu zjednoczył nas pracujących nad ćwiczeniami i etiudami, dał niezłego kopa. Tej wymiany twórczej brakuje mi najbardziej. Kiedyś przynajmniej były zespoły filmowe, w których po skończeniu studiów dalej trwała wymiana twórcza. A w tej chwili wszyscy koledzy z branży, albo zostali na Śląsku, albo wyjechali do Warszawy, a ja wróciłem do Łodzi. Poszedłem co prawda znów do szkoły filmowej, tym razem łódzkiej, ale wymiany twórczej między nami, takiej jak w Katowicach nie ma. Może też dlatego, że zmienił się też sposób komunikacji – scenariusze i pomysły do konsultacji i tak wysyłamy mailami lub na Facebooku, ale to nie to samo, trzeba poprosić, zapytać itd. A gdyby tak dać wolność wszystkim do komentowania pomysłów?
Z myślą o tym tworzę tego bloga jako notatnik reżysera, i to nie tylko z tekstowymi pomysłami, ale mam nadzieje, że także materiałami video i innymi.
Chciałbym także na ile potrafię podzielić się wiedzą, którą wyniosłem przy tworzeniu filmów, która może lub nie przydać się stawiającym pierwsze kroki w tej dziedzinie.
Chciałbym także otworzyć się szerzej na odbiorców filmów dla których przecież chciałbym tworzyć. Być może moje przemyślenia mogą komuś pomóc. Być może czyjeś sugestie pomogą mnie. Liczę na Waszą interakcję, drodzy odbiorcy dając wam do wirtualnej ręki PROJEKCJE – notatnik reżysera.
Dlaczego PROJEKCJE? Oprócz kontoacji filmowych PROJEKCJA z łać. to PROCIERE – „wyrzucać przed siebie”. Mam wrażenie, że dużo mam do wyrzucenia z siebie i po prostu już się we mnie nie mieści – szukam ujścia.
Ponadto istnieje zjawisko w kinie, które teoretyk filmu Edgar Morin nazwał „projekcją identyfikacją”, polegającą na projekcji własnego ja na postać-bohatera filmu i identyfikacje z tą postacią podczas trwania seansu filmowego.
Zainspirowany tym zjawiskiem (chcąc jak najbardziej obudzić w odbiorcy to uczucie podczas oglądania moich filmów) tak też nazwałem swoją firmę producencką (www.projekcjaidentyfikacja.pl).
PROJEKCJE. Notatnik reżysera, to zatem pewna kontynuacja już zapoczątkowanych działań, a jak powiada mój kolega reżyser konsekwencja w filmie i życiu jest naważniejsza!
Mam zatem nadzieję, że na tym blogu/notatniku przedstawię wam swoje projekcje, z którymi się zidentyfikujecie (albo przynajmniej zareagujecie… projekcje interakcje? :), jak to w przypadku dobrego filmu być powinno.
Zapraszam do dalszej lektury i śledzenia kolejnych postów, komentowania i udostępniania! Pozdrawiam.