Bohater w filmie dokumentalnym
Relacja z bohaterem to rzecz fascynująca, często przechodząca od nienawiści do miłości i odwrotnie. Ostatnio siedząc nad pizzą z bohaterem filmu i żywiołowo dyskutując, nie zgadzając się ze sobą, momentami będąc wręcz uszczypliwymi wobec siebie, nasz kolega siedząc z boku i przypatrując się temu w pewnym momencie powiedział „Jesteście jak Kinski i Herzog”, nawiązując do trudnej relacji aktora Klausa Kinskiego z reżyserem Wernerem Herzogiem, o której opowiada film „My best friend”. Oczywiście przesadził z porównaniem, ale w jednym miał rację: reżyser i bohater to niemalże tak trudna relacja jak
… małżeństwo…

Długo się zastanawiałem, czy dawać tego posta, bo przecież filmy powinny bronić się same, autor nie powinien ich rozkładać na czynniki pierwsze, dopowiadać i rozkminiać. Jeśli jednak komuś miałyby pomóc moje przemyślenia to może warto się z nimi podzielić, a także wytłumaczyć z pewnych oskrażeń, które pojawiły się na mój temat z okazji filmu „Agnieszki tu nie ma” (trochę na własną prośbę, bo świadomie nie przedstawiłem siebie w tym filmie w korzystnym świetle, chcąc dotknąć prawdy).
Realizując film dokumentalny powinieneś poszukać bohatera, który Ci bezgranicznie zaufa i będzie chciał się przed Tobą odkryć. Bohatera, który w procesie tworzenia stanie się Twoim przyjacielem. Tu pojawia się problem etyczny. Czy przypadkiem nie wiążesz się z tą osobą więzią przyjacielską tylko dlatego, żeby zrobić o niej film… Kwestia dotyczy własnego sumienia jednak czasami zastanawiałem się nad sobą i swoimi intencjami. Myślę, że nie zawsze byłem czysty w tym względzie. Myślę też, że film dokumentalny to nie do końca czysty gatunek moralnie w kwestii samej realizacji, a większość dokumentalistów (bez urazy – to nic personalnego) to w mniejszym lub większym stopniu cynicy… Podstawowa zasada filmu dokumentalnego to „nie krzywdzić bohatera!” – zakrzyknie każdy oburzony moim stwierdzeniem. Jeśli nie krzywdzę, to czemu mam być cynikiem? Otóż w moim mniemaniu reżyser nawet jeśli nie krzywdzi bohatera w jakimś stopniu wykorzystuje jego prywatność dla własnej „chwały” – bo to przecież on będzie zbierał laury… Nawet jeśli bohater się na to zgadza to i tak relacja nie do końca jest czysta. Chciałbym być przyjacielem moich bohaterów w pełni, ale często nasza relacja reżyser-bohater temu do końca nie pozwala. Stąd rozmaite spięcia, nieporozumienia, w niektórych przypadkach nawet wycofania. Ale z drugiej strony, gdyby nie film może nie byłoby tak silnej więzi (co innego jest w przypadku relacji rodzinnej, tam więź była wcześniej)

Kieślowski załatwił swoim bohaterom mieszkanie, co było trudne w czasach PRL-u. Czemu to zrobił, czy ze względu na przyjaźń, czy też może ze względu na wyrzuty sumienia, że jest im coś winien, a może po prostu z wdzięczności za wspólny sukces, może z empatii i sympatii którą poczuł podczas realizacji? (mówię o filmie „Pierwsza miłość”)
Tego nie wiem, jakimi intencjami się kierował, uważam jednak, że film dokumentalny ma pewne rysy, pęknięcia i zarysowania związane z moralnością, które nawet jeśli wychodzi świetny film, który podoba się ludziom, daje im nadzieje, emocje i jest potrzebny – w momencie powstawania nie był gatunkiem czystym moralnie. To prawdopodobnie jeden z powodów dla których część reżyserów ucieka od dokumentu na rzecz fabuły, aby nie stać się cynikiem wykorzystującym ludzi (np. Kieślowski z powodów etycznych zrezygnował z realizacji filmów dokumentalnych, jak piszę w autobiografii „kręcąc dokument, ponoszę moralną odpowiedzialność, coś może się stać z materiałem, nad czym nie mam kontroli” – dotyczyło to materiału do dokumentu, który przechwyciła milicja, Kieślowski zrozumiał jaka spoczywa na nim odpowiedzialność i przeszedł do fabuły z korzyścią zresztą dla kina).
Jest jednak nadzieja na uniknięcie tej podwójnej moralności i nieszczerości. Znaleźć bohatera, który chce, aby zrobić o nim film, któremu zależy nie tyle na filmie, co na opowiedzeniu swojej historii. Idealnie by było gdyby nie zależało mu na filmie (czyt. sławie), tylko na opowiedzeniu swojej historii, ale w większości wypadków bohater tzw. „chętny” to taki, który niestety ma „parcie na szkło” przez co może się kreować i być nieszczery. Jest to raczej postawa niepożądana w filmie dokumentalnym, choć z takiej postawy też możesz zrobić atut, pokazując grę i nieszczerość bohatera (w zależności od tematu). Mając jednak takiego bohatera jesteś moralnie czysty, bo Ty chcesz filmu i on chce, zatem tworzycie wspólnotę tych samych celów i dzięki temu to z tej współpracy może się zrodzić przyjaźń, a nie odwrotnie – przyjaźń po to by był film!
Jeżeli kombinujesz w ten sposób: poznałem fajnego gościa to teraz się z nim zaprzyjaźnię a potem zaproponuje mu film stajesz na drodze cynizmu, wykorzystywania ludzi i braku miłości i ten film o ile powstanie taki właśnie będzie. Natomiast jeżeli najpierw jest przyjaźń bez myślenia o filmie, a dopiero potem powstaje pomysł na film, może wyjść coś szczerego. Choć oczywiście jest szansa, że przyjaźń może zostać nadszarpnięta przez to…
I analogiczna sytuacja – jeżeli najpierw jest pomysł na film – obopólny pomysł – i z tego rodzi się przyjaźń – również wyjdzie coś szczerego.
Piszę o tym ponieważ znam podobne dylematy z autopsji – realizując film pt. „Agnieszki tu nie ma” miałem spory dylemat: czy chce poznać siostrę, czy chcę zrobić film? Dylemat był podsycany przez moją kochaną rodzinę: tatę i brata, którzy tak właśnie mnie oceniali. W końcu jednak zajrzałem w głąb swego sumienia i stwierdziłem, że robię ten film po to by poznać siostrę. Że jest to siła napędowa do kontaktu z nią. Bo gdyby nie film to wstydziłbym, bałbym się wgłębiać w tę sytuację. Mało tego ojciec nie chciał ruszać tego tematu, prawdopodobnie ze względu na fakt, o którym mówi siostra Agnieszka w finale filmu: „Gdy coś boli w przeszłości to ty zamkniesz, schowasz i nie chcesz otwierać”. Temat jego córki tak właśnie wyglądał, nie chciał do tego wracać, miał swoją wersję na ten temat i zamknął (zresztą podobnie jak jego córka…). Film zatem był kluczem, wytrychem wręcz do tej przeszłości do której ciężko wrócić. Ciężko, ale myślę, że warto nie tylko ze względu na film, ale przede wszystkim relacje międzyludzkie. Mimo to temat powodu realizacji filmu i szczerości wciąż kłębił się w powietrzu. Na ile tata szczerze wszedł w relacje z córką, na ile ja byłem szczery w tej relacji? W pewnym momencie sam nie wiedziałem, co czuję do mojej siostry, czy jest mi bliska, czy nie… Polubiłem ją, ale te pytania, ten dylemat czy bardziej jest bohaterem filmu, czy bardziej siostrą postanowiłem zawrzeć w końcówce filmu, kiedy oglądamy w telewizorze reakcję taty na odnalezienie strony internetowej córki. Wtedy zachowując kamienną twarz mówi: „Fajnie, że ją znalazłeś. Będziesz miał film”. Może tego w filmie nie widać, ale ja wiem dlaczego tak powiedział – i pierwszy raz o tym mówię – powiedział tak, bo bał się odrzucenia z jej strony, więc wolał zrzucić wszystko na film udając twardziela. W środku jednak się gotował, co widać w oczach.

Dlatego też niepokój, który się pojawia w tej scenie postanowiłem spuentować tym, co myślałem naprawdę i jaka myśl mi przyświecała realizując film i szukając siostry, mianowicie scena kończy się tekstem mojego taty, który mówi do Agnieszki: „Agnieszka, gdyby Paweł nie robił filmu nigdy byśmy się nie spotkali, a tak spotkaliśmy się i tak jest dobrze…”, po czym całuje swoją córkę. To zdanie mówi o wszystkim – film był kluczem do tego spotkania, bez filmu było ono mało prawdopodobne ze względu na skomplikowaną osobowość ojca.

Myślę, że dobrze, że się spotkali, że kamień spadł z serca, że coś zostało przebaczone, mimo że może potem znów wróciło do dawnego stanu rzeczy… ale film dał im nadzieję na dalszy kontakt. Obydwie rzeczy sprawił film. Najpierw coś naprawił potem popsuł… Tylko, że błąd nie tkwił w filmie – błąd tkwił w naszej relacji – we mnie – nie pokazałem gotowego filmu Agnieszce, zanim zamknąłem postprodukcję. Agnieszka nie obraziła się na końcową scenę filmu, nie obraziła się na to pytanie o film, obraziła się, że nie mogła zasugerować pewnych zmian w filmie… Czuła się współtwórcą, a ja z nią nie skonsultowałem filmu – wysłałem gotową zamkniętą wersję… (pogorszenie relacji z ojcem, nastąpiło zaś przed tym zanim obejrzała film… nie przyjechała na święta mimo, że miała przyjechać… choć później wysłała przesyłkę, ale zgrzyt był już wtedy). Pamiętajcie – pokazujcie film bohaterom! Nawet jeśli macie ich zgodę! Film był zamknięty i producent nie wyraził zgody na zasugerowane przez moją siostrę zmiany, na które ja jako reżyser mogłem przystać.
Ze swojej strony zrobiłem wszystko, aby pokazać Agnieszkę jak najlepiej, nawet krytykując siebie i ojca, pokazując nas z niezbyt dobrej strony. Nie zrobiłem jednak jednego: nie pokazałem filmu bohaterce przed jego ukończeniem.
To był drugi film dokumentalny zaraz po „Mama, tata, Bóg i szatan” i po prostu przełożyłem doświadczenie z tamtego filmu, kiedy to nie musiałem rodzicom pokazywać filmu, bo było pełne zaufanie, były relacje. Ponieważ to też był film rodzinny pomyślałem, że jest tak samo, nie myśląc, że relacje z siostrą nie są zbudowane, że dopiero się budują. W przypadku filmu o rodzicach – najpierw była relacja, a potem pomyślałem, że są na tyle ciekawymi osobowościami może powstać z tego film. Tutaj najpierw był film, potem relacje… Myślę, że to był błąd i dlatego radzę wszystkim by szukać bohatera wśród osób, które już znacie, lub takiego który w pełni chce filmu. Agnieszka była od początku sceptyczna wobec filmu… Nie lubię tego filmu przez to.

W przypadku filmu MOJE 89 POKOLENIE zwróciłem się z apelem w internecie o nadsyłanie materiałów, aby zrobić film dokumentalny o pokoleniu urodzonym po 1989 roku. Tutaj bohaterowie nie dość, że chcieli wziąć udział w filmie to zostali także współautorami zdjęć. W montażu zaś kierowałem się zasadą „Nie krzywdzić.” Nie było też skrajnych napięć na linii bohater-reżyser, było budowanie relacji, ale układ był jasny i przejrzysty – jesteśmy partnerami przy realizacji filmu.
Kolejną sprawą nieprzyjemną, która wyniknęła przy realizacji najnowszego filmu, który dopiero co skończyłem, a który jeszcze nie miał premiery pt. PIELGRZYM dotycząca tym razem bohatera drugoplanowego to fakt, iż NIE WOLNO kręcić bohatera bez porozmawiania z nim wprost i ustalenia, czy na pewno się zgadza. Przy niektórych bohaterach drugoplanowych zastosowałem metodę: „Będziemy kręcić, najwyżej nie zgodzisz się na wizerunek…”. I jeden z chłopaków nie zgodził się, mimo, że jest nakręcony materiał z nim! I to świetny materiał, w którym pokazany jest w dobrym świetle… Ile żalu, ile nerwów, że musiałem z tego zrezygnować. Rozumiem jednak tego chłopaka i wiem, że ma swoje powody, ale jednym z nich jest prawdopodobnie fakt, że został niejako „zmuszony” do wzięcia udziału w filmie. Oczywiście nikt z nas nie chciał nikogo zmuszać, on po prostu mógł tak pomyśleć przez to, że nie został zapytany, że nie została z nim podpisana zgoda na wizerunek przed realizacją zdjęć. Uznaliśmy, że skoro możemy kręcić ta zgoda jest, jednak pełnej rozmowy nie było. Zatem musisz mieć pewność, że bohater chce być w filmie, jeśli tej pewności nie masz nie kręć go!

Inny przykład: małżeństwo, on chce, ona się waha. Realizujemy zdjęcia uciekające. Świetny materiał. Zdobywam poparcie telewizji, film się podoba. Niestety bohaterka się wycofuje. Film nigdy nie powstaje.
Bohater musi chcieć. Kropka.
Te dwa przykłady to dla mnie lekcje pokory.
To dla mnie także zastanowienie nad etyką w dokumencie, nad tym, czy da się zrobić coś etycznie, skoro tak wiele zależy od relacji z bohaterem.
To na razie tyle w kwestii wyboru bohatera filmowego. Do tematu bohatera pewnie będę jeszcze powracał, póki co podzieliłem się na gorąco przemyśleniami o wyborze.
Dodam jeszcze za Hitchcockiem: „W filmie fabularnym reżyser jest bogiem, a w filmie dokumentalnym Bóg jest reżyserem”, dlatego najlepiej wsłuchaj się w rzeczywistość i pozostaw wybór Opatrzności (lub jak kto woli tzw. „przeznaczeniu” lub tzw. „przypadkom”), ale zapytaj o zgodę. Albo rób fabułę. W niej wszystko jest przejrzyste i jasne. Bez ściemy. Pozdro.
PS A teraz wisienka na torcie, dal wytrwałych – niepublikowany jeszcze nigdzie zwiastun Agnieszki tu nie ma
oraz „Pielgrzyma”, abyście wiedzieli o czym była mowa:
AGNIESZKI TU NIE MA
PIELGRZYM
[paypal_donation_button]